O peelingu cukrowym słyszałam już dawno temu (głównie za sprawą anwen), ale nie po drodze było mi z zastosowaniem go. Obawiałam się głównie trudności przy spłukiwaniu i konieczności dwukrotnego mycia włosów, co u mnie przy stosowaniu szamponów z SLS mogłoby bardziej zaszkodzić niż pomóc.
A jak było w rzeczywistości? Zapraszam do rozwinięcia :)
Na początku przypomnę jak zrobić domowy peeling z cukru:
Ja sięgnęłam po najprostsze rozwiązanie, czyli zmieszałam 3 łyżeczki cukru z 2 łyżeczkami szamponu w miseczce i szybko (aby cukier nie zdążył się rozpuścić) nałożyłam w skórę głowy, co przy mojej bujnej czuprynie nie było takie proste jakby się mogło wydawać i dokładnie wmasowałam. Szampon pienił się mniej niż zazwyczaj, ale nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Po ok. 5 minutach włosy spłukałam.
Po cukrze nie było śladu i całe szczęście nie musiałam sięgać po szampon po raz drugi.
Od tej pory będę się starała robić peeling systematycznie, tj. co 2 tygodnie. Zauważyłam, że dzięki niemu ustało swędzenie skóry głowy, co mnie bardzo cieszy. W dodatku włosy są bardzo fajnie podniesione u nasady, przy mojej dużej ilości kłaczków wydawało się to wczesniej niemożliwe- a tu proszę taka niespodzianka :) Na plus na pewno jest też uczucie mega odświeżenia, można je porównać do efektu po zastosowaniu szamponu miętowego.
Na minus oceniam natomiast sam sposób aplikacji, wynika to pewnie z mojego braku wprawy i ilości włosów, ale przy masowaniu i nakładaniu peelingu miałam spore trudności, nie uniknęłam plątania, szarpania i wyrywania włosów, przez co przy myciu wypadło ich znacznie więcej niż zazwyczaj.
Mam nadzieję, że z czasem nabiorę większej wprawy i peelingowanie skóry głowy będzie samą przyjemnością :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz