Witajcie :)
Dziś pierwszy post z serii Moc Z Natury. Postanowiłam, że na pierwszy ogień pójdzie banan. A mianowicie maseczka regenerująca z banana.
Banan jest dość treściwą dawką protein więc raczej nie należy wykonywać tego zabiegu (o którym zaraz wszystko od A do Z) zbyt często, ale od czasu do czasu warto podarować włosom coś "innego".
Z bananem moje włosy zetknęły się jakiś czas temu, kiedy to zobaczyłam jak jeden z nich marnuje się w kuchni, bo jakoś nikt za nimi w domu nie przepada :) Pomyslałam, że szkoda go wyrzucać i postanowiłam wykorzystać go i odrobinę dodać do maski. Bojąc się, że zostanie na włosach przez najbliższy miesiąc, bo słyszałam o trudnościach ze zmywaniem, do kosmetyku dodałam nieznaczną, rozbabraną jego część. I oto problemów z myciem nie miałam, a za to włosy stały się bardzo miłe w dotyku.
Dlatego, gdy w jakiejś gazecie znalazłam przepis na domową maseczkę z bananów, postanowiłam ją przetestować.
Na początku zaznaczę, ze dojrzałe a nawet przejrzałe banany lepiej się rozgniatają/miksują i dzięki temu konsystencja jest bardziej jednolita i łatwiej ja później usunąć.
Przechodząc do rzeczy: należy rozgnieść miąższ z jednego banana, dodać 2 łyżki śmietany (myślę, że możemy zastosować zamiennik w postaci mleka lub jogurtu naturalnego) i łyżkę oliwy z oliwek. Mieszankę powinnyśmy nałożyć na wilgotne włosy, potrzymać godzinę i zmyć szamponem.
Muszę się przyznać, że zamiast oliwy z oliwek dodałam oleju lnianego z prostej przyczyny- tylko taki miałam pod ręką.
Długo męczyłam się rozgniatając i mieszając wszystko widelcem, aż do momentu uzyskania jednolitej konsystencji, a do z przezorności mycia zastosowałam szampon z SLS, ale mimo to włosy były gładkie i sprężyste. Na pewno powtórzę ten zabieg, gdy znajdę trochę czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz